Żeńskie końcówki, czyli język kształtuje rzeczywistość

Bokserka? Pilotka? Magisterka? Haha, przecież to pierwsze to koszulka, drugie – czapka, a trzecie – praca, nad którą ślęczy każdy student (i każda studentka!) 5. roku. Jak więc dorosła i poważna kobieta może chcieć, by wobec niej takich form rzeczowników używać? No jak?

W taki sposób jak powyżej zazwyczaj komentuje się postulat częstszego używania feminatywów. A czym owe feminatywa (feminatywy) są?

Nie wie tego na pewno Word, który uparcie podkreśla mi to słowo, nie wiedzą też same Polki. Jak wynika z badania przeprowadzonego w 2011 roku przez Katarzynę Hołojdę z Uniwersytetu Wrocławskiego, aż 80% moich rodaczek nie zdaje sobie sprawy, że feminatywa to rzeczowniki rodzaju żeńskiego, które utworzono od rzeczowników męskich. Rzeczowniki te określają żeńskość, np. nazywają kobietę wykonującą jakiś zawód, funkcję. Mieszczą się więc w tej definicji wszystkie psycholożki, prezeski, wykładowczynie i astronautki.

No i te właśnie wyrazy budzą ogromny sprzeciw Polek i Polaków – wcale nie jest bowiem tak, że to mężczyźni są przeciwni żeńskim końcówkom, a kobiety gremialnie je popierają. Widać to nie tylko w dyskusjach prowadzonych w domowych czy kawiarnianych zaciszach, ale i w badaniach.

trudne wyrazy pilotka

Jedna z ilustracji w kalendarzu stworzonym w ramach akcji Feminoteki „Trudne wyrazy”, promującej używanie żeńskich końcówek.

Dr hab. Marta Dąbrowska z Uniwersytetu Jagiellońskiego przeprowadziła w 2008 roku ankietę, z której wynika, że tylko 21% kobiet i 28% mężczyzn uważa, że używanie żeńskich końcówek powinno być równoważne z tymi męskimi. Reszta jest temu przeciwna. Dlaczego?

Byłoby to śmieszne, wymyślone na siłę, nienaturalne, niepotrzebne.

albo

Brzmią sztucznie i wprowadzają w błąd (żołnierka, pilotka).

W Internecie (a konkretnie na tej stronie) można znaleźć i kolejne wyjaśnienia:

Saperka to taka łopatka. Ranga zawodów czy stanowisk potraktowana bezlitośnie aktem feminizacji wydaje się być niższa, a samo stanowisko mniej poważne.

i

Ciekawe, że zawody niższe rangą, typu sprzątaczka czy fryzjerka się odmieniają… A te ambitniejsze to już jakiś problem, aby damską końcówkę miały.

Sama należę do zwolenniczek używania żeńskich końcówek, więc poniżej chciałabym wyjaśnić, dlaczego to, moim zdaniem, takie ważne. Może uda mi się kogoś przekonać?

Żeńskie końcówki nie są „nowotworem”

Żeńskie nazwy zawodów często określa się neologizmami, lub, niby żartobliwie, nowotworami – no bo nowe i jednocześnie, jak nowotwór właśnie, szkodliwe. Nic bardziej mylnego. Jak pisze Jakub Karczewski w swoim artykule „Prezeska, adwokatka, wykładowczyni – kilka słów o żeńskich końcówkach”:

Dyskusja nad żeńskimi formami nazw zawodów, tytułów i stanowisk rozpoczęła się na początku XX w. Do I wojny światowej tworzenie żeńskich form nazw zawodów, tytułów i stanowisk było powszechnie obowiązującą normą i nikogo nie dziwiły wówczas takie formy, jak: dyrektorka, kierowniczka czy profesorka (liceum). Zenon Klemensiewicz, historyk języka polskiego, pisał (w 1957 r.!) o „odwiecznej i przemożnej tradycji tworzenia równoległych, różnorodzajowych nazw charakteryzujących”, o tym, że „zgodnie z tradycyjnymi tendencjami semantyczno-słowotwórczymi języka polskiego (…) ma kobieta własną nazwę charakteryzującą, która stanowi równoległy odpowiednik charakteryzującej nazwy męskiej”. Klemensiewicz przytacza też opinię wyrażoną w „Poradniku Językowym” w 1901 r. (!), zgodnie z którą „w miarę przypuszczania kobiet do studiów uniwersyteckich może będziemy musieli stworzyć jeszcze magisterkę (farmacji), a może i adwokatkę, i nie cofniemy się przed tym, czego różnica płci wymaga od logiki językowej”.

Niestety magisterki nie doczekaliśmy się do dziś, mimo że, jak widać, dla naszych przodków używanie żeńskich końcówek było, wbrew obiegowej opinii, naturalne.

Potwierdza to również w swojej pracy „Feminatywa w polskiej tradycji leksykograficznej” Patrycja Krysiak, która zbadała pod względem zawartości feminiatywów polskie słowniki. Od pierwszego, autorstwa Samuela Lindego z 1807 roku, aż po te tworzone współcześnie. No i cóż się okazało? U Lindego, czyli ponad 200 lat temu, żeńskie nazwy nie tylko podawane są jako osobne artykuły hasłowe, ale i każdy z nich ma swoją definicję. Traktuje się je jako fakty językowe. Niestety, im później, tym gorzej: w słownikach z lat 50. I 60. feminatywa nie mają już własnej definicji, choć nadal są traktowane jako osobne hasła. Natomiast słowniki tworzone u końca XX wieku i na początku wieku XXI odchodzą od notowania feminatywów lub nie są one autonomiczne, jedynie traktowane jako podhasła.

Co więc się stało, że od feminatywów odeszliśmy? A no zdarzył się PRL, kiedy to w ramach komunistycznej równości przestało się używać żeńskich końcówek, a dziś, z przyzwyczajenia, trudno do nich powrócić.

doroszewski - słownik

Fragment słownika Witolda Doroszewskiego z 1958 roku, w którym wyraźnie zaznacza, że „dawniej” „polityczka” nie była wyrazem żartobliwym, a zupełnie neutralnym.

Żeńskie końcówki dają kobietom widoczność w przestrzeni publicznej

Tymczasem używanie męskich form rzeczowników sprawia, że kobiety są niewidzialne w przestrzeni publicznej. Przykład z mojej pracy: napisałam artykuł o naukowcach, którzy opracowali sztuczną kość. Czytając o tych właśnie naukowcach, kogo ma większość ludzi przed oczami? Najpewniej samych mężczyzn albo – w najlepszym wypadku – zespół mieszany. Tymczasem ta kość była dziełem samych kobiet. Zastanawiałam się, jak to ująć. „Naukowczynie” są dla wielu nie do przyjęcia, w końcu stanęło na podanych prze koleżankę „badaczkach”.

Eugenia Mandal w swojej książce „Kobiecość i męskość – popularne opinie a badania naukowe” przytacza pewną zagadkę z książki Susan Basow. Oto ona: Chłopiec i jego ojciec byli ofiarami poważnego wypadku samochodowego. Ojciec zginął na miejscu, syn został poważnie ranny. Karetka zabrała go do najbliższego szpitala. Wezwano wybitnego chirurga, by przeprowadził natychmiastową, ratującą życie operację. Tenże jednak wchodząc na salę operacyjną oświadczył: „Nie mogę operować tego chłopca. Jest moim synem”. Jak to możliwe?

Wśród odpowiedzi znalazły się: ojczym, pomyłka, adopcja, a nawet reinkarnacja. Odpowiedź była znacznie prostsza: chirurgiem była matka i żona poszkodowanych. Ale przecież w powszechnej świadomości, którą nieużywanie żeńskich końcówek utrwala, chirurg to zawsze mężczyzna. I to kolejny powód, by żeńskich końcówek używać: dzięki temu dziewczynki w końcu uwierzą, że i one mogą być chirurżkami, kosmonautkami, kierowczyniami.

Z tego samego powodu w języku angielskim nie mówi się już „stewardess” a „flight attendant” (tu akurat chodziło o to, by uszanować fakt, że i mężczyźni są stewardami), nie ma „firemanów” tylko „fire fighters” – o tym, że „nie ma czegoś takiego, jak fireman” przekonuje sama londyńska straż pożarna, której zależy na podkreśleniu, że strażak to zawód i dla kobiety, i dla mężczyzny. Jak to robią w Londynie? Możecie przeczytać tutaj.

fight fire sexism

A to część tej strażackiej kampanii – Londyńczycy robili sobie zdjęcia, na których udowadniali, że walczą z językowym seksizmem, czyli #firefightingsexism

Żeńskie końcówki nie są śmieszne

OK., przyznaję, dla mnie też wspomniana wyżej chirurżka brzmi dość oryginalnie, podobnie architektka czy naukowczyni. I tak, wiem, zdarza się, że żeńska nazwa zawodu oznacza w języku polskim często i coś innego, np. reżyserka, graficzka, stolarka czy, uwaga, cukierniczka. Tylko dlaczego nikomu nie przeszkadza nam np. kosmetyczka? Przecież tej formy używamy na co dzień, a wiemy doskonale, że i kosmetyczka jako przedmiot istnieje. Podobnie z Amerykanką i Finką – to nie tylko mieszkanki USA i Finlandii, ale i rodzaj ciastka i noża, a w ogóle się tego nie czepiamy.

Ba, przecież w rodzaju męskim jest podobnie. Bokser to nie tylko walczący facet, ale i rasa psa, pilot jest także do telewizora, a adwokat to nie tylko zawód, ale i nadzienie w wielu słodkościach. Kto by pomyślał? Na to nie zwracamy uwagi, bo tych słów używamy na co dzień.

Co więcej, czasem to używanie męskich rzeczowników w stosunku do kobiet może brzmieć śmiesznie. Świetnie i zabawnie udowodniła to polska pisarka Stefania Grodzieńska. Przeczytajcie sami i same fragment jej artykułu „Dałam listonosz”:

Od kilku lat czytuję z niepokojem w prasie polskiej:

o „pracowniku naukowym dr Cytowskiej’,

o „działaczu społecznym Wandzie Wasilewskiej”,

o „literacie Irenie Krzywickiej”.

Jeszcze bardziej się zmartwiłam, kiedy dowiedziałam się z dziennika, że „do pokoju wszedł listonosz Maria Matuszewska”.

[…]

Oto więc fragment mojej nowej powieści z życia kobiet pracujących:

— Doktor kazała powtórzyć doktor, żeby doktor wstąpiła do doktor, to doktor powie, czego doktor od doktor potrzebuje — powiedziała instruktor, oddała klucze felczer, zostawiła polecenie dla monter i wyszła ze szpitala.

Instruktor nie było lekko na sercu.

Podejrzewała, że mąż zdradza ją z introligator. Nie mogła przestać o tym myśleć od czasu, kiedy niechcący podsłuchała rozmowę inżynier z mechanik. Miała dosyć powodów, żeby wierzyć w te plotki, gdyż nie byłby to pierwszy wypadek zdrady z jego strony. Kiedy rok temu przyłapała go z kierownik, po prostu oszalała. W porywie rozpaczy uderzyła kierownik, ale potem okazało się, że niesłusznie. Przygoda męża z kierownik była zupełnie bez znaczenia, gdyż poważnie romansował on wówczas z redaktor. A teraz znów będzie przeprawa z introligator…

Tak rozmyślając, instruktor doszła do domu. Na schodach natknęła się na listonosz, która wręczyła jej depeszę. Instruktor dała listonosz pięć złotych i gorączkowo przeczytała.

Depesza podpisana była przez męża:

„Żegnaj stop uciekam z technik dentystyczny”

Żeńskie końcówki są poprawne, a język kształtuje rzeczywistość

I jeszcze na koniec – czy żeńskie końcówki są w ogóle poprawne? Tak – mówią dawne polskie słowniki i tak – twierdzą polscy językoznawcy i językoznawczynie. Oficjalne stanowisko Rady Języka Polskiego w sprawie żeńskich końcówek znajdziecie tutaj.

Ja, żeby nie zapełniać tekstu samymi cytatami, przytoczę tylko fragment:

„Jednakże, jak stwierdziliśmy na początku, formy żeńskie nazw zawodów i tytułów są systemowo dopuszczalne. Jeżeli przy większości nazw zawodów i tytułów nie są one dotąd powszechnie używane, to dlatego, że budzą negatywne reakcje większości osób mówiących po polsku. To, oczywiście, można zmienić, jeśli przekona się społeczeństwo, że formy żeńskie wspomnianych nazw są potrzebne, a ich używanie będzie świadczyć o równouprawnieniu kobiet w zakresie wykonywania zawodów i piastowania funkcji”.

Czesi na co dzień używają żeńskich końcówek, ba, nawet dodają je wszędzie, gdzie mogą, także do nazwisk obcojęzycznych, i jakoś ich do nie śmieszy. Jeśli zależy nam, by „prezeska” brzmiała równie poważnie, co „prezes”, a „reżyserka” tak samo, jak „reżyser” zacznijmy o kobietach mówić w rodzaju żeńskim. Po prostu. W końcu „na początku było Słowo”, a słowo ma wielką moc i kształtuje rzeczywistość. Im częściej żeńskich końcówek będziemy używać, tym bardziej naturalne i tworzone nie na siłę będą się nam wydawać.

To jak – będziecie stosować żeńskie końcówki? 😉

mężczyzna spełniony

Zdjęcie z Mężczyzny spełnionego – profilu na FB, który w pełen humoru sposób obnaża niedoskonałości patriarchatu. Tu mamy odwróconą sytuację – mężczyzna żyjący  w świecie kobiet, a więc adwokatka, zdecydowanie nie chce, by nazywano go tym dziwacznym słowem „adwokat”, które oznacza przecież rodzaj likieru.

 

 

Jedna myśl w temacie “Żeńskie końcówki, czyli język kształtuje rzeczywistość

Dodaj komentarz